niedziela, 17 lipca 2011

Tabletki z krzyżykiem

„Źle interpretujemy świat i twierdzimy, że nas oszukuje.” - Rabindranth Tagore

Wysmażyłam persyfikowaną opinię subiektywną na ponad stronę ‘drukopisu’ A4. Zrezygnowałam jednak z publikacji, bo... komu by się chciało to czytać? Prosto sprawę załatwię – rozdam kilka plusów : ))) A jakby jednak komuś chciało się czytać /np. autorowi/, zapraszam na bloga.




Panie Szymonie,
Jesteś Pan młodym człowiekiem, komputer posiadasz, z internetu korzystasz, więc sądzę, że i tu ze zwykłej ludzkiej ciekawości zaglądasz, żeby zobaczyć, co my wypisujemy w tych naszych opiniach. Proszę nie zaprzeczać : ) Bo któryż to autor nie liczy się z odbiorem czytelniczym i komunikatem zwrotnym, szczególnie w tak delikatnej materii jak wiara, religia, która wraz z upływem kurczy się, płowieje, przeciera, rozdziera, staje się niemodna?

Nie wiem, czego się spodziewałam po „Tabletkach...”. Może jakiegoś nowomodnego wykładu z teologii? Może Jezusa, który jest ‘ziomalem’? Może mu współczesnych jako ‘kolów’ i ‘brachów’ z ‘dzielnicy’? Przecież w recenzjach jest Pan nowatorem trafiającym do młodzieży... Tymczasem....

„Tabletki o sławnych ludziach” są dla mnie oczywistą oczywistością. Zastanawiam się: po grzyba ciężkiego tyle bibliografii? Dwa lata dogłębnych studiów w temacie „scenariusz katechezy dla dzieci w wieku szkolnym”? Czyżby jakiś apostata ‘odkrywał amerykę’??? Mam wrażenie, że jak jeszcze raz spotkam w treści jakiegoś profesora biblistę, to rzucę książką o ścianę. Dopiero gdzieś między ‘fikcją literacko-filmową’ a ‘teoriami spiskowymi’ /cudzysłów zamierzony, bo coś mi się wydaje, że historia jednak zna pośmiertnie zrehabilitowanych heretyków w każdej dziedzinie życia i nauki/ , które sieją zamęt we współczesnym postrzeganiu wiary, wyłania mi się sens tej książki. Zaczynam rozumieć. Młody Czytelnik nie wie, co to Katecheza. On nigdy w Kościele jej nie doświadczył. On jest wychowany na jakichś dziwnych pseudolekcyjkach w szkole, gdzie najważniejsze jest owe pierwsze 10min czytania listy obecności: „jestem byłem mam” co w połowie jest praktyką oszukańczą obliczoną na przypodobanie się albo nauczycielowi, albo gawiedzi; gdzie niesfornych uczniów straszy się bliżej niesprecyzowanymi ‘czeluściami piekielnymi’; gdzie ten, co akurat nie odrabia zadania domowego z innego przedmiotu, nie gra w statki, nie gada na tematy wszelakie, nie włóczy się po szkole, kuje fragmenty ewangelii ZZZ /czwarte Z pojawi się na studiach/. Głupi, prawda?, toż to nawet do średniej się nie liczy!

„Tabletki fundamentalne” zaczęłam już czytać z perspektywy dla której kościół to taki budynek wiejący w niedzielę nudami, bo ‘mama kazała’: ‘ksiundz’ się ‘produkuje’,  ludzie robią jakieś ‘znaczki’, wszyscy ‘klepią jakieś regułki’, a ja jak cielę w stadzie powtarzam wszystko za innymi na zasadzie teorii tłumu. Co z tego, że nic nie rozumiem, skoro będę mogła dumnie powiedzieć ‘byłam’? Czytając ‘fundamenty’ z punktu widzenia człowieka, który nie wie, czym jest Katecheza, czym jest rozmowa wokół tematu, dyskusje wokół przeróżnych ‘interpretacji’, nie zna historycznej otoczki powstawania i rozwoju chrześcijaństwa /bo zawsze uczono go ‘bzdur’ schematami ‘hasło – odzew’, ‘pytanie – jedyna słuszna odpowiedz’/ odkryłam jak potrzebne i wartościowe w treści są ‘Tabletki’. Prawdziwie fundamentalne. Pozostawiają po sobie moc możliwości ograniczonej lub nieograniczonej wyłącznie indywidualną wolną wolą.

„Tabletki okołonaukowe” wprawiły mnie w zachwyt. Dokumentacja dziejów ziemi, zarówno przeszłych, jak i przyszłych, to majstersztyk. Opis NDE wieloobrazowy, wieloaspektowy, wprost wyczerpujący w ogólnym znaczeniu. Rozwój technologii, jej wszechobecność i przyspieszenie przez ostatnie 20lat, to faktycznie chyba za dużo niż może znieść jednorazowo myśl chrześcijańska na tle swej historii. Zgadzam się tu z Autorem, że poświęcając zbyt gorliwie czas szczegółom, roztrząsanie ich, analizowanie, ‘rozatomianie’, można stracić z oczu całość. Całość fascynująco tu ukazaną. Oby wszyscy naukowcy umieli w ten sposób przekazywać nam swój dorobek.

„Tabletki pośmiertne” są wspaniałe. Ewolucja myśli człowieka dotycząca spraw ostatecznych jest tu ukazana we wprost niesamowitym klimacie. To chyba najczęściej zmieniające się obrazy w historii ludzkości, bo i historia ludzkości, epok, warunków życia, są mocno pogmatwane na przestrzeni wieków. Jeszcze z 15-20lat temu Autor prawdopodobnie usłyszałby, że jego poglądy to nie wiara rzymsko-katolicka, ale szymono-katolicka. Dziś, bez skrępowania, powołuje się na autorytety i znawców tematu uznanych przez historię.

Panie Szymonie, gratuluję książki!
Idealnie wpasował się Pan we współczesny świat, w którym wymogi zrozumienia, dowodów i źródeł rosną, a na symbole i abstrakcyjne całościowe myślenie, także w kontekście historycznym i społecznym, pozostawia się już niewiele miejsca. Wykazał się Pan gruntowną wiedzą socjologiczną na temat miejsca, jakie zajmuje dziś wiara. Wykazał Pan też, że nawet dziś, w świecie nauki i techniki, w świecie ‘komórek’ i internetu, nic nie stoi na przeszkodzie, by wierzyć. Właśnie takich Nauczycieli potrzeba każdej Idei, takich Katechetów każdemu Kościołowi. Wciąż żywię nadzieję, że Katecheza wróci do kościołów, a Państwo Świeckie przestanie sobie nią twarz i usta wycierać... bo to po prostu nieładnie... takie pomieszanie z poplątaniem i zaniedbywanie własnych obowiązków.

Pozdrawiam i życzę życiowego spełnienia!
A po inne pozycje sięgnę w przyszłości. Być może znajdę z nich to, czego nie znalazłam tu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz