sobota, 2 lipca 2011

ścieżka rowerowa


W moim mieście od kilku lat powstają ścieżki rowerowe. Są wszędzie: w mieście, wzdłuż miasta, pod miastem, na dzielnicach, na osiedlach, na bulwarach. Niektóre są szerokie, piękne, z kostki brukowej. Niektóre adoptowane na prędce na starych, rozwalających się chodnikach nie remontowanych na odcinku x przez ostatnie y lat, czyli od czasu ich wybudowania.

Ścieżki są zwykle dwupasmowe: pas ‘rower’, pas ‘piesi’. I o ile pieszych jest o wiele więcej, to pas ‘rower’ jest szerszy, bo jednak musi pomieścić ruch w obie strony. Co jednak, gdy po danej ścieżce chodzą w większości piesi, a rower jest widoczny z pięć razy dziennie? No cóż, zależy o której ścieżce mówimy, bo np. na takiej


możne się dostać od przygodnego rowerzysty solidny opier papier jak stąd do tamtąd i spowrotem. I lepiej przyjąć go z pokorą i w cichości ducha, bo może się jeszcze ‘dostać’ całemu drzewu genealogicznemu ‘przestępcy’. Aż drżę ; ) na myśl, co by było, gdybym akurat szła tamtędy z dziećmi, a nie sama...



* wpis ścieżka rowerowa dedykuję przygodnemu rowerzyście w kwiecie wieku, który rozmyślnie wybrał tę szeroką ścieżkę na naukę swego małoletniego wnuka ‘jazdy’ i ‘kultury jazdy’; wszystko szło dobrze dopóki ‘krowa’ czyli ja, nie wylazła mu zza śmietnika i nie spłoszyła czterokołowca, który nagle odbił na trawnik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz