wtorek, 19 lipca 2011

Lublin – miasto kultury?


Lublin brał udział w ‘konkursie’ na Europejską Stolicę Kultury.
Nawet w czasie ‘promocji’ jako ‘kandydata’, zastanawiałam się...
gdzie ta kultura...?
- czyli okiem turysty...


Historię Lublin ma piękną, bogatą, wielokulturową, królewską.
Historia chowa się po muzeach, domach kultury, bibliotekach.
Obiekt kilku cyklicznych, wartych naszego udziału, imprez.
Obiekt chowający się po teatrach i wystawach, bo kin już tu prawie nie ma.

Jednakże trudno powiedzieć, że ‘tu się ciągle coś dzieje’.
Idąc po mieście, w słoneczne lipcowe sobotnie popołudnie,
jedynej kultury jakiej Turysta tu zazna, to przygodni grajkowie
na deptaku i w bramach Starego Miasta
oraz kultura picia piwa w kawiarnianych ‘ogródkach’.
Nawet Muzeum na Zamku zamknięte na cztery spusty!

‘Promocja’ wyglądała tak.
Idziesz po mieście, patrzysz... balon!
/wielki, na gorące powietrze, z logo ‘kandydata’ do ‘konkursu’/
Wokół ludzi jak mrówek, i każdy się pyta, co się tu dzieje.
Obsługa, również ta ‘medialna’, z uśmiechem wskazuje na... balon!
Tak widzę go. Ale co tu się dzieje? – Balon!
Mężczyźni grają na bębnach. Co to za mężczyźni? Co oni grają?
Jaki jest przekaz? Co mam dzieciom powiedzieć:
Lubelnia na czasów Władysława Łokietka czy współczesna afryka?,
a może jeszcze coś innego?
W tłumie obsługa w strojach z epoki. Z jakiej epoki? Po co te stroje?
- żeby ich wyróżnić?, żeby widzieć do kogo po ulotkę się udać?,
a może jakaś inscenizacja będzie?, tylko jaka, o czym?
Pytam się o program imprezy. Nie ma!
Co tu się dzieje? – Balon!
No, w mordę, durna baba ze mnie, przecież widzę, że balon,
a jednak jakoś nie kojarzę, co się tu dzieje...
Wiecie co, taki balon to ja sobie w ogródku mogę postawić!
Mrówki dzielą się na trzy grupy:
-         zadowoleni, że się coś dzieje, nieważne co, ważne, że cokolwiek
-         poszukujący informacji, którzy nie znaleźliwszy jej cichcem wymiksowują się z ‘imprezy’
-         olewający sprawę, która jawi im się jako wątpliwa atrakcja ‘domyśl się sam’


W Lublinie istnieje też coś takiego jak ‘kultura studencka’.
Wygląda ona tak:
'aż' pięć państwowych uczelni /np. Kraków ma ich 13cie/,
które nie umieją się między sobą dogadać /mieniony Kraków umie/
więc każda organizuje sobie sama ‘święto żaka’.
Osobne ‘święta’ posiadają także uczelnie prywatne.
‘Święto’ wygląda tak: głośno i pijano, mordobicie, demolka, policja;
śmietnik, którego nie ma komu posprzątać przez dwa tygodnie.


Czasem mam wrażenie, że więcej Kultury 'robią' tu Kluby Osiedlowe niż miasto; że Kultura, Sztuka i Historia więcej zawdzięcza, choćby Teatrowi NN, niż ratuszowi.


A Lublin naprawdę pięknym miastem jest!
ale tak cholernie zaniedbanym, że aż nóż w kieszeni się otwiera...
Lublin, to taka książka, którą się czyta dla samej idei czytania,
bez zrozumienia jej treści, bez chęci jej zrozumienia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz