piątek, 20 maja 2011

Zawirowania...

   
     Jak już pisałam, w tym roku żłobki oficjalnie rocznikowych 3latków nie przyjmują, a przedszkola nas nie chciały. Wszędzie odmówiono nam miejsca.

       Będąc świadkiem, jak Pani Dyrektor mojego Syna przyjmuje cv i umawia się na rozmowę kwalifikacyjną z młodą kobietą, postanowiłam kuć żelazo póki gorące. Bo ile, taka młoda dziewczyna, zaraz po studiach, może zarobić w przedszkolu: z 1300-1400zł brutto? Gdyby udało mi się znaleźć pracę, nawet za te najniższe krajowe, to kto wie, może tymczasowo ten 1tys za opiekę nad jednym dzieckiem usatysfakcjonowałby ją bardziej niż pensja za ponad 20cioro dzieci plus tony papierkowej roboty? Moim przemyśleniami podzieliłam się z Panią Dyrektor, bo gdyby Ona jej nie chciała, to może ja bym ją ‘zaadoptowała’.


      W ten sposób dowiedziałam się, że u nas na dzielnicy powstaje nowe przedszkole. Mimo, iż prywatne, to te ‘moje’ 1tys zł starczy na prawie dwa miesiące opieki nad dzieckiem. W samym czesnym tyle zajęć, że gdybym to wszystko chciała opłacić w przedszkolu Syna, to bym chyba zbankrutowała: codziennie zajęcia dydaktyczne, rytmika, poza tym logorytmika, logopedia grupowa, gimnastyka korekcyjna, zabawy metodą ruchu rozwijającego, umuzykalnianie – a to wszystko w formie zabawy. Można oczywiście wykupić zajęcia dodatkowe, ale to raczej po propozycji prowadzącego, jeśli zobaczy, że dziecko jednak potrzebuje zajęć indywidualnych. Na angielski i inne tego typu nie zapisuję. Uważam, że mamy jeszcze na to czas. Dla mnie najważniejsze, że dziecko jest szczęśliwe : ), bo niby to przedszkole, ale jak się spojrzy na grupę to ewidentny żłobek! 
       Dostaliśmy miejsce z dnia na dzień. Zapożyczyliśmy się. Niektóre sprawy, dzięki uprzejmości Pani Dyrektor, regulujemy w ratach; niektóre nam odpuszczono. Gdy weszłyśmy tam z Córką po raz pierwszy, ujrzałyśmy kilka znajomych twarzy – młodsze rodzeństwo dzieci z przedszkola Syna, znajomych rodziców, obsługę przedszkola. Poczułyśmy się od razu wśród swoich. 

Pisałam, że gdybym miała miejsce dla Córki, to w ciągu tygodnia znalazłabym pracę. Cóż, przeliczyłam się. Tydzień mija, a ja niczyja... Wychodzi na to, że mam kosmiczne wymagania: poodprowadzać z rana dzieci, jedno na 6tą, drugie na 6:30, a potem odebrać, jedno ok. 16:30, drugie przed 17tą. Kosmos to praca jednozmianowa, poranna. Wszędzie tylko usługi, handel i produkcja na zmiany. Ale nie poddaję się! Aktualizuję studencką książeczkę sanepidowską. Mogę pracować w weekendy. Dopieszczam CV. Niby mam kilka specjalizacji w jednym kierunku, ale nie wybrzydzam, że to tak musi być w zawodzie. Bo ja pracy nie szukam. Ja pracę chcę znaleźć! A potem, jak już będę zarabiać, to będę miała czas na szukanie... Szukanie takiej, która mi naprawdę odpowiada.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz