piątek, 13 maja 2011

Urzędniczka



„Zerknął do gazety i stwierdził, że rząd zdaje się przechodzić ze stanu niekompetencji do rzeczywistego upośledzenia na umyśle”
Agatha Chriestie ‘Pierwsze, drugie... zapnij mi obuwie’ 1941r


          Jedna z moich znajomych dostała posadę urzędniczą. Urzędnik kojarzy się zwykle z ‘urzędniczą bezdusznością’ i zawsze ma ‘przerwę na kawę’. Jej założenie i plan były inne: ‘ludzkie podejście’ i ‘frontem do petenta’. Po tygodniu w obsłudze wylądowała na dywaniku. Dziś gorzko ironizuje: „Jestem sobie urzędniczka, mam przecinków pół koszyczka... dziennie.”.
          Jak wygląda jej poranek? – przeglądanie służbowych maili i notatek w poszukiwaniu kropek, przecinków i dużych liter, które od wczoraj zdążyły przewędrować się po artykułach. Potem interpretacja względem innych kropek, przecinków i dużych liter z innych artykułów, które wędrowały w ciągu ostatnich kilku dni. Niektóre wracają na swoje miejsce, inne wędrują dalej, czasem ‘i’ zamienia się w ‘lub’ lub ‘lub’ w ‘i’, czasem brakuje wyrazu, czasem pojawia się nowy. Teraz można brać się do pracy. Tylko jak wytłumaczyć petentowi, że to co mówiła wczoraj, dziś jest nieaktualne, a jutro może oznaczać jeszcze coś innego? Dlaczego musi odpowiadać ‘ustawa, artykuł, paragraf, punkt, ustęp...’. Petent nie rozumie? – nic dziwnego, bo musi interpretować sam, a nie ma możliwości, by był na bieżąco. Dwie dokładnie takie same sprawy, złożone i przyjęte do rozpatrzenia w tym samym dniu, mają inne orzeczenia, bo... zdarzenia miały miejsce w odstępie kilku dni. Każdy urlop, każde wolne, każda nieobecność, zwiastują nowe wdrażanie się w pracę. Urzędnicy zwykle nie ponoszą odpowiedzialności karnej za swoje błędne decyzje. Teraz wiem, dlaczego.
        Zaświadczam jednakże, że w tym kraju jest co najmniej kilku urzędników, którzy codzienne walczą o prawa petenta, zwalczają nadgorliwość i nadinterpretacje ‘kolegów’. Chyba nikogo nie zdziwi to, że nie zdradzę tajników ich pracy, ani ceny, którą za nią płacą.

Kiedyś gdzieś przeczytałam, o ile dobrze pamiętam, że obecnie papierowo produkujemy więcej prawa rocznie niż niegdyś w całym dwudziestoleciu międzywojennym. „Chyba miesięcznie” skomentowano. No cóż, to ‘kiedyś’ było już dawno temu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz