środa, 14 września 2011

szkoła a... praca ?


Pisałam o ‘znalezieniu pracy’ i ‘pracy’,
oraz jej korelacji z brakiem świetlicy w szkole.
Niestety, wygląda na to, że sprawa się o kant stołu rozbiła : (


W szkole świetlicy ciągle brak.
Niby Dyrektor pozwolił z niej korzystać, ale jakoś nie śmiem nadużywać tego przywileju bez oficjalnej decyzji uzupełnienia list dzieci przyjętych. Taka lista miała pojawić się wczoraj, ale natłok wrześniowych obowiązków opóźni sprawę do przyszłego tygodnia. Na razie tylko raz skorzystałam z tej możliwości i to ‘do oporu’, bo piątek to dzień handlowy. Poza tym, notorycznie spóźniam się na koniec lekcji, bo trudno mi szukać pracy z zegarkiem w ręku, korzystając do tego z komunikacji miejskiej. Tu spotkanie się opóźnia, tam przedłuża, a gdzie indziej uliczny korek... 

Praca w sklepie różowo nie wygląda. I chyba ją straciłam zanim doszło do jakichkolwiek zobowiązań i formalności. Właścicielka jest osobą bardzo wyrozumiałą i życzliwą, ale gdy zaczyna się przesada samodzielnego wybierania sobie godzin pracy podporządkowanych do zajęć szkolnych mówi stanowcze NIE. Jej elastyczność nie sięga tak daleko, by jedną zmianę ‘łatać’ dwoma czy trzeba osobami. „Wszystko jest do ustalenia”, ale... jak będzie świetlica. Wtedy mogę nawet wynegocjować jedną zmianę, gdzieś między 7ma a 16tą. Na razie ‘robię’ u niej w piątki i w soboty. Nadal nie wiem, czy za darmo czy na czarno. Nie wiem, czy skończy się na zleceniu pracy w weekendy, czy na umowie o pracę. Dała mi czas do 15go września, by poukładać sobie sprawy w szkole. Szkoła, niestety, do tego czasu ‘nie wyrobi się’; mimo, że w biegu pierwszego tygodnia ‘zaangażowałam’ w sprawę Wychowawczynię klasy i trzy osoby pracujące w świetlicy. Moje dziecko, generalnie, nie potrzebuje już identyfikatora.

Nie, nie mam żali i pretensji do Dyrektora. Wiem, na czym polega jego praca. Wiem, że chcąc niechcąc stoi na pierwszej linii frontu między prorodzinnym przyjaznym państwem a rodzicami. Wiem, że nie może, jak pobliski żłobek i przedszkole założyć sobie domofonu, by zminimalizować ryzyko nękania go przez zdesperowanych rodziców. Szkoda mi go, bo pewnie po nocach spać nie może, widząc w koszmarach twarze ludzi, którym w majestacie odgórnie narzuconej mu polityki prorodzinnej odebrał nadzieję na lepszy byt, na możliwość pracy, na zarobek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz