czwartek, 9 czerwca 2011

Znalezione ???, nie kradzione...


      Poszukiwałam, i nadal poszukuję pracy z nastawieniem, że jej nie szukam, tylko chcę znaleźć. Różnica polega na tym, że warunki pracy i płacy zawężam do stwierdzenia: chcę podjąć pracę i zarabiać. Dla mnie ważną rzeczą jest wyjść z domu. Początki zawsze są trudne, szczególnie, gdy wraca się na rynek pracy po tak długiej przerwie. Ponadto, nie oszukuję się – nie jestem zbyt atrakcyjnym pracownikiem: zamiast psa mam dziecko, a nawet dwoje, więc interesują mnie poranne godzinny pracy, której nie oddam się bez reszty wyrabiając codzienne nadgodziny i poświęcając jej weekendy.

Równo miesiąc temu awansowałam z przymusowego bezrobocia na bezrobocie. Za mną dziesiątki rozniesionych osobiście cv, kilkanaście wysłanych mailowo aplikacji, kilka rozmów kwalifikacyjnych, aktualizacja książeczki sanepidowskiej.  Dziś mija równo miesiąc, od kiedy mam opiekę do dwójki dzieci. 

Dziś czwartek, i choć tydzień jeszcze się nie skończył, mogę powiedzieć, że był bardzo udany:
-> zapisałam się i zakwalifikowałam na kurs finansowany z funduszy unijnych; przede mną trzymiesięczna orka czyli moje pięcioletnie studia w pigułce, będę pławiła się w samej esencji mojego zawodu
-> jestem na okresie próbnym w zawodzie, w którym jeszcze nigdy nie pracowałam i nie wiem, czy sobie poradzę, umowa zlecenie na dorabianie dwa-trzy wieczory w tygodniu na tej samej ulicy na której mieszkam
-> w przyszłym tygodniu rozpoczynam okres próbny w jeszcze innym zawodzie, z którym także do tej pory nie miałam do czynienia, i też mam wątpliwości

         Podobno, do odważnych świat należy. Dużo na siebie wzięłam. Sporo srok na raz za ogony łapię. Mam obawy, czy sobie z tym wszystkim poradzę, czy dam radę, czy też sama siebie wysteruję i zostanę z niczym. Tymczasowo wszystkie te obowiązki mogę pomieścić w ‘czasie wolnym’ od ‘zaprowadź dzieci do przedszkoli’ do ‘odbierz dzieci z przedszkoli’ plus wieczory i weekendy do pory obiadowej. Pieniądze duże nie są. W porównaniu z tym, co zarabiałam kiedyś, zdecydowanie niższe. W porównaniu z moimi zerowymi dochodami, od kiedy urodziłam drugie dziecko, niebotycznie kolosalne. Ot, polskie realia.

       Staram się na to wszystko patrzeć z perspektywy wyjścia z domu, nowych doświadczeń, nabycia nowych umiejętności, sprawdzenia się w ‘nie moich’ dziedzinach, spotkania się z nowymi ludźmi, spotkania się z innymi na płaszczyźnie nie domowej, nie rodzinnej, nie prorodzinnej, a nareszcie... zawodowej!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz