emocje lekko już opadły, więc mogę jako tako podzielić
się najnowszymi wydarzeniami w sprawie szkolnej opieki na świetlicy dla mojego
dziecka
byłam tak poruszona, że musiałam się ostro i mocno
spinać, by nie chlapnąć jakiegoś słowa za dużo lub w nie w tym tonie co trzeba;
każdy nerw, każdy mięsień, miałam napięty do granic możliwości; scyzoryk mi się
w kieszeni otwierał, i chwała wszelkiemu, że żadnej cegły nie miałam z zasięgu
ręki
dzielę się, przydługo obnażając siebie, i udzielam
przestróg
to, co już wiecie
aby przydzielono dziecku opiekę na szkolnej świetlicy od
jesieni, mama z tatą na wiosnę tego samego roku /czyli pół roku wcześniej/
muszą wykazać, iż pracują i na wniosku przyjęć umieścić odpowiednie pieczątki
od pracodawców – ja takowej pieczątki nie miałam
w maju udało nam się umieścić młodsze dziecko w
przedszkolu
ja przeszłam ze stanu przymusowego bezrobocia na
bezrobocie
wychodzi na to, że nie umiem odnaleźć się na obecnym
rynku pracy: tu na czarno, tam za darmo, raczej dorywczo, wciąż skacząc z
kwiatka na kwiatek
w sierpniu udało mi się podjąć pracę na ulicy na której
mieszkam
nie była to praca najwyższych lotów, niezbyt ambitna, z
dala od jakichkolwiek aspiracji, ale praca - sytuacja wydawała się wręcz
idealna
od razu zgłosiłam się do szkoły, doniosłam odpowiednie
dokumenty, we wrześniu pisałam odwołanie – listy uzupełniające miały ukazać się
12 września, nie ukazały się do dziś – pracodawca, mimo iż dał mi czas do 15
września na uregulowanie opieki nad dziećmi, nie wytrzymał ciśnienia i 10
wrzesień był ostatnim dniem mojej pracy
w szkole spotkałam się z życzliwością Wychowawcy i
Nauczycielek Świetlicy, spędziłam sporo czasu w sekretariacie, rozmawiałam z
Dyrektorem przy okazji zaprowadzania dziecka na zajęcia które właśnie On
prowadzi – próbowałam wyszarpnąć tę świetlicę, ale wciąż proszono mnie o
przyniesienie zaświadczenia, że pracuję – na pytanie, kiedy i czy w ogóle będą
jakieś listy uzupełniające, dostawałam odpowiedź, że świetlica jest przeładowana
i ewentualnie będę informowana na bieżąco w miarę zwalniających się w niej
miejsc, ale żebym nie robiła sobie nadziei...
wydarzenia ostatniego tygodnia
i tak oto kilka dni temu, na zebraniu rodziców w sprawie
ocen śródrocznych, dowiedziałam się od innych matek, że moje dziecko jest raz
na jakiś czas wyczytywane na liście obecności w świetlicy
postanowiłam kuć żelazo póki gorące i na następny dzień
zjawiłam się w świetlicy, by wyjaśnić sytuację: tak, moje dziecko dostało się
do świetlicy z odwołania, ale one myślały, że skoro nie pracuję i mam ochotę
sama zajmować się moim dzieckiem, to po co mnie namawiać do pozostawiania go w
świetlicy; przy czym, od razu wpisały mu obecność, bo Syn przed lekcjami wszedł
tam ze mną dosłownie na kilka minut /nie był wyczytywany/; obecności miał też
wystawione w każdy pewien dzień tygodnia, gdzie katechetka regularnie sprowadza
wszystkie dzieci do świetlicy na 15minut przed dzwonkiem /wszystkie!/ – były
zdziwione, że nie wiem nic o tym, że przydzielono mi świetlicę, a przecież
nieraz się pytałam, czy mogłabym zostawić dziecko na kilka minut, bo coś tam, ‘tak, proszę’, trudno się było choćby zająknąć, że to nie międzyludzka pomoc i
życzliwość, ale moje prawo? – z resztą: gdzie się toczy życie klasowe... w
ławkach? gdzie klasa się integruje, poznaje, jeśli nie w świetlicy... czy
naprawdę z własnej nieprzymuszonej woli zafundowałabym dziecku bycie nie z
klasą, ale obok niej, pewien stopień wykluczenia towarzyskiego, brak możliwości
szybszego odnalezienia swojego miejsca w nowej grupie, w ogóle poznania tej grupy ???
poszłam od razu do sekretariatu zapłacić za opiekę w
drugim semestrze
spytano mnie, co ze składką za semestr pierwszy, więc wprowadziłam Panią
z sytuację, ta rzuciła się na mnie, że blokowałam miejsce –
szarpnęło mnie trochę, przypomniałam jej moje wizyty, dyskusje wokół tematu...
była zdziwiona, że przydzielono mi świetlicę z odwołania, nie mogła znaleźć
jakiegoś tam wewnętrznego okólnika czy jak mu tam... niby ‘wszyscy’ wiedzą, ale
mamusi jakoś nikt o tym nie powiadomił... zadeklarowałam, że w razie potrzeby
pokryję także opłatę za pierwszy semestr
k...ca mnie złapała na ten obieg informacji
mogłam sobie wziąć kilka dni wolnego, podrzucić jakieś
zwolnienie, i normalnie do tej pory pracować; być może już tę pracę zmienić,
zamiast ‘rzucać’ się jak ryba po piasku, ciągnąć po kilka srok za ogon, na
rozmowach kwalifikacyjnych mówić: nie, nie mam zapewnionej pełnoetatowej opieki
do dzieci, i błądzić po zasobach internetu w poszukiwaniu czegoś innego niż
łańcuszki pseudoszczęścia...
i gdybym nie chodziła i nie marudziła, gdybym sobie to
totalnie wszystko odpuściła, gdybym nie poszukiwała informacji... ale ja we
wrześniu i w październiku byłam najbardziej rozpoznawalną matką w szkole...
jeszcze w styczniu łaziłam się pytać, czy zmiana semestru cokolwiek zmienia w
mojej sytuacji... nie, proszę pani, trzeba czekać... i po dwu tygodniach ta
sama kobita rzuca się na mnie o blokowanie miejsca...
nie dopuśćcie do takiej sytuacji u siebie !!!!
uważajcie! zwracajcie uwagę! proście o spojrzenie w
dokumenty !!!
nie wierzcie na słowo, nawet dyrektorskie !!!!
‘dzięki’ mojemu przypadkowi obiecano przejrzeć listy
obecności dzieci świetlicowych z odwołań – zastanawiam się, czy dojdzie do
sytuacji, gdzie nic nieświadomi rodzice utracą miejsce w świetlicy na rzecz
oczekującej kolejki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz