sobota, 28 stycznia 2012

świetlicowa paranoja



emocje lekko już opadły, więc mogę jako tako podzielić się najnowszymi wydarzeniami w sprawie szkolnej opieki na świetlicy dla mojego dziecka
byłam tak poruszona, że musiałam się ostro i mocno spinać, by nie chlapnąć jakiegoś słowa za dużo lub w nie w tym tonie co trzeba; każdy nerw, każdy mięsień, miałam napięty do granic możliwości; scyzoryk mi się w kieszeni otwierał, i chwała wszelkiemu, że żadnej cegły nie miałam z zasięgu ręki

dzielę się, przydługo obnażając siebie, i udzielam przestróg 


to, co już wiecie

aby przydzielono dziecku opiekę na szkolnej świetlicy od jesieni, mama z tatą na wiosnę tego samego roku /czyli pół roku wcześniej/ muszą wykazać, iż pracują i na wniosku przyjęć umieścić odpowiednie pieczątki od pracodawców – ja takowej pieczątki nie miałam

w maju udało nam się umieścić młodsze dziecko w przedszkolu
ja przeszłam ze stanu przymusowego bezrobocia na bezrobocie
wychodzi na to, że nie umiem odnaleźć się na obecnym rynku pracy: tu na czarno, tam za darmo, raczej dorywczo, wciąż skacząc z kwiatka na kwiatek

w sierpniu udało mi się podjąć pracę na ulicy na której mieszkam
nie była to praca najwyższych lotów, niezbyt ambitna, z dala od jakichkolwiek aspiracji, ale praca - sytuacja wydawała się wręcz idealna

od razu zgłosiłam się do szkoły, doniosłam odpowiednie dokumenty, we wrześniu pisałam odwołanie – listy uzupełniające miały ukazać się 12 września, nie ukazały się do dziś – pracodawca, mimo iż dał mi czas do 15 września na uregulowanie opieki nad dziećmi, nie wytrzymał ciśnienia i 10 wrzesień był ostatnim dniem mojej pracy

w szkole spotkałam się z życzliwością Wychowawcy i Nauczycielek Świetlicy, spędziłam sporo czasu w sekretariacie, rozmawiałam z Dyrektorem przy okazji zaprowadzania dziecka na zajęcia które właśnie On prowadzi – próbowałam wyszarpnąć tę świetlicę, ale wciąż proszono mnie o przyniesienie zaświadczenia, że pracuję – na pytanie, kiedy i czy w ogóle będą jakieś listy uzupełniające, dostawałam odpowiedź, że świetlica jest przeładowana i ewentualnie będę informowana na bieżąco w miarę zwalniających się w niej miejsc, ale żebym nie robiła sobie nadziei...


wydarzenia ostatniego tygodnia

i tak oto kilka dni temu, na zebraniu rodziców w sprawie ocen śródrocznych, dowiedziałam się od innych matek, że moje dziecko jest raz na jakiś czas wyczytywane na liście obecności w świetlicy

postanowiłam kuć żelazo póki gorące i na następny dzień zjawiłam się w świetlicy, by wyjaśnić sytuację: tak, moje dziecko dostało się do świetlicy z odwołania, ale one myślały, że skoro nie pracuję i mam ochotę sama zajmować się moim dzieckiem, to po co mnie namawiać do pozostawiania go w świetlicy; przy czym, od razu wpisały mu obecność, bo Syn przed lekcjami wszedł tam ze mną dosłownie na kilka minut /nie był wyczytywany/; obecności miał też wystawione w każdy pewien dzień tygodnia, gdzie katechetka regularnie sprowadza wszystkie dzieci do świetlicy na 15minut przed dzwonkiem /wszystkie!/ – były zdziwione, że nie wiem nic o tym, że przydzielono mi świetlicę, a przecież nieraz się pytałam, czy mogłabym zostawić dziecko na kilka minut, bo coś tam, ‘tak, proszę’, trudno się było choćby zająknąć, że to nie międzyludzka pomoc i życzliwość, ale moje prawo? – z resztą: gdzie się toczy życie klasowe... w ławkach? gdzie klasa się integruje, poznaje, jeśli nie w świetlicy... czy naprawdę z własnej nieprzymuszonej woli zafundowałabym dziecku bycie nie z klasą, ale obok niej, pewien stopień wykluczenia towarzyskiego, brak możliwości szybszego odnalezienia swojego miejsca w nowej grupie, w ogóle poznania tej grupy ???

poszłam od razu do sekretariatu zapłacić za opiekę w drugim semestrze
spytano mnie, co ze składką za semestr pierwszy, więc wprowadziłam Panią z sytuację, ta rzuciła się na mnie, że blokowałam miejsce – szarpnęło mnie trochę, przypomniałam jej moje wizyty, dyskusje wokół tematu... była zdziwiona, że przydzielono mi świetlicę z odwołania, nie mogła znaleźć jakiegoś tam wewnętrznego okólnika czy jak mu tam... niby ‘wszyscy’ wiedzą, ale mamusi jakoś nikt o tym nie powiadomił... zadeklarowałam, że w razie potrzeby pokryję także opłatę za pierwszy semestr


k...ca mnie złapała na ten obieg informacji
mogłam sobie wziąć kilka dni wolnego, podrzucić jakieś zwolnienie, i normalnie do tej pory pracować; być może już tę pracę zmienić, zamiast ‘rzucać’ się jak ryba po piasku, ciągnąć po kilka srok za ogon, na rozmowach kwalifikacyjnych mówić: nie, nie mam zapewnionej pełnoetatowej opieki do dzieci, i błądzić po zasobach internetu w poszukiwaniu czegoś innego niż łańcuszki pseudoszczęścia...

i gdybym nie chodziła i nie marudziła, gdybym sobie to totalnie wszystko odpuściła, gdybym nie poszukiwała informacji... ale ja we wrześniu i w październiku byłam najbardziej rozpoznawalną matką w szkole... jeszcze w styczniu łaziłam się pytać, czy zmiana semestru cokolwiek zmienia w mojej sytuacji... nie, proszę pani, trzeba czekać... i po dwu tygodniach ta sama kobita rzuca się na mnie o blokowanie miejsca...


nie dopuśćcie do takiej sytuacji u siebie !!!!
uważajcie! zwracajcie uwagę! proście o spojrzenie w dokumenty !!!
nie wierzcie na słowo, nawet dyrektorskie !!!!
‘dzięki’ mojemu przypadkowi obiecano przejrzeć listy obecności dzieci świetlicowych z odwołań – zastanawiam się, czy dojdzie do sytuacji, gdzie nic nieświadomi rodzice utracą miejsce w świetlicy na rzecz oczekującej kolejki...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz