poniedziałek, 27 lutego 2012

„Aktorzy”

autor: Jude Deveraux

Wiem, że to fikcja literacka, że to było dawno temu, w innych kraju, a bohaterowie już nie żyją... Jednakże łatwość z jaką rozpoczyna się tu i prowadzi działalność gospodarczą wprowadziła mnie w zdumienie; a łatwość gospodarczego rozruszania miasteczka do tego stopnia, że w ciągu dwu miesięcy zamienia się z podupadłej dziury w tętniące życiem, położyła mnie prawie na łopatki. Zadałam sobie pytanie: co by było, gdyby zdarzenia te miały miejsce tu i teraz w progospodarczym przyjaznym państwie.


Generalnie książki ‘Aktorzy’ nie polecam, choć dla każdego co innego, a o gustach podobno się nie dyskutuje. Dla mnie to takie lekkie i zbyt powierzchowne czytadełko dla zabicia nudy i lenia czytelniczego. Byłam pewna, że autorka wyciągnie z tematu o wiele więcej, ewentualnie okrasi go dużą dozą humoru.


W wielkim skrócie
Bogata panna wybiera się na podupadającą farmę w biednej okolicy, z misją ocalenia od ubóstwa pewnych dzieci i ich ojca. Ratunek, który im niesie sprawia, że nie ma za co opłacić drogi powrotnej do domu. Pozostaje więc w miasteczku, w którym w ciągu dwu tygodni pozostawiła więcej pieniędzy, niż miasteczko widziało w ciągu ostatnich kilku lat. Nocuje na kredyt. Wstydzi się poprosić ojca o pieniądze; z resztą, za długo by to trwało. Wpada na pomysł sprzedaży swego wielko panieńskiego dobytku bogato szytych sukien z całego świata, który to przywiozła na prowincję. Na zasadzie obopólnego zaufania współpracuje z mieszkańcami, wszak oni najlepiej wiedzą, które ‘okoliczne’ bogate panie mogą sobie pozwolić na takie ekstrawagancje. Otwiera salon sukien. Klientki przyjeżdżają tłumnie, i to z mężami. Tawerna się rozwija. Powstają dwie restauracje. Ktoś też musi zająć się końmi i powozami. Miasteczko przeżywa renesans i pokłada nadzieje w pannie, która sama siebie określa się jako osobę urodzoną z talentem do zarabiania i nie umiejącą robić niczego innego. Opowieść oczywiście kończy się ślubem.


Załóżmy, że to jestem taką bogatą panną. Jadę sobie do przygranicznej wschodniej gminy o bezrobociu powyżej 20%. Załóżmy, że ludzie są na mnie otwarci, są mi życzliwi, i udostępniają wszelkie możliwe im środki i pomoc w ramach kredytu zaufania dla mojej osoby. Otwieram salon....
- bez nip, regon ??? nie opłacam zus ???
- nie wystawiam faktur, rachunków, paragonów, nawet druku kasa przyjęła ???
- nie mam żadnych dowodów zakupu towaru ???
- nie zgłaszam nigdzie pracowników ???
-> wychodzi na to, że handluję podróbami na czarnym rynku, a moi pracownicy to szara strefa !!!
-> wychodzi na to, że jestem szefem lokalnej mafii gospodarczej, bo w moje ślady poszły kolejne osoby !!!

Gmina straciłaby ‘życie’ pod pręgierzem haraczy i sankcji karnych progospodarczego przyjaznego państwa.
Nie zapominajmy, że jestem bogatą panną; córką Tej bogatej rodziny. Jeśli gmina pod moim przewodnictwem mimo wszystko się rozwija i w ciągu dwu miesięcy zaczyna tętnić życiem, to... siatka teorii o powiązaniach, kolaboracji, korupcji, oszustwach, łapówkach, układach... i wraz kończy się na ‘stracie życia’... bo gmina ‘musiała’ o tym wiedzieć...


Przykład trochę z innej beczki:
Polska ‘produkuje’ ok. 90% węgla na terenie Unii Europejskiej. Specjalnie dla niej powstał program potężnych dofinansowań. Polska jednak wolała się zadłużyć, po czym ‘wykończyć’ górnictwo. Odpuściła jedynie kopalni Bogdanka na lubelszczyźnie, którą to przekazała w prywatne ręce, by obniżyć sobie straty i obciążyć nimi prywatnego przedsiębiorcę. Obecnie Bogdanka jest najbardziej rentowną kopalnią w Polsce. Pozostaje pytanie: czy wystarczy wyrwać się spod rządowych progospodarczych procedur, by móc się ekonomicznie odbić od dna???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz