środa, 21 grudnia 2011

w poczekalni


siedzę w poczekalni życia
szczerze mówiąc, nie wiem, na co czekam
jestem zdruzgotana prorodzinnym i przyjaznym rynkiem pracy
i nie chce mi się już nawet za bardzo przeglądać ogłoszeń


w szkole to nawet Sekretarka jako pierwsza mi się ‘kłania’
pierw słyszę ‘dzień dobry’, potem podnosząc wzrok widzę ją

Dyrektorowi zapowiedziałam już dawno temu, że w razie podjęcia pracy jestem bezlitosna i bez sentymentów składam żądanie o przydzielenie świetlicy; żadne tam prośby czy odwołania, tylko właśnie żądanie

na zasadzie zwykłej ludzkiej życzliwości Syn przebywał w świetlicy, choć starałam się tak sobie wszystko organizować i układać, by się po niego nie spóźniać

na same moje aplikacje o pracę w ciągu ostatnich kilku miesięcy wykorzystałam z ryzę papieru – bez efektu!: tu za darmo, tam na czarno, tu kwalifikacje za wysokie, tam za niskie, bo dzieci ‘muszą’ chorować, bo w ogóle dzieci... mam dość!!!

mogę podjąć pracę od zaraz: sprzątanie marketu na umowę zlecenie po 5,50zł brutto/godz – przynajmniej nikt mi nie pieprzy, że za mądra do tego jestem – nie takich pracowników tam mieli : ((( a główna szefowa działu jest tego samego wykształcenia co ja, i dokładnie w ten sam sposób wypadła z obiegu w naszym zawodzie czyli 'jeśli nie wrócisz zaraz po macierzyńskim, to nie będziesz miała dokąd wrócić'... i co z tego? – jak ja pójdę do pracy na 6tą rano skoro świetlica od 6:30 a przedszkole czynne od 7ej ???? i o ile 7latka mogłabym na dłuższy dystans ‘podrzucać’ do znajomej mamy z klasy, która i tak jest codziennie na otwarcie świetlicy, to 3latki samej pod przedszkolem na półtorej godziny nie zostawię!!! dlaczego tak upieram się przy przedszkolu? – bo kosztuje dużo mniej i daje rozwojowo mojemu dziecku dużo razy więcej niż ciągła współpraca z lekarzami plus ćwiczenia dodatkowe

siedzę więc sobie w poczekalni życia i nie wiem na co czekam
nawet już nie chce mi się udzielać w szkole czy przedszkolu
święta też jakoś niemrawo szykuję
próbuję z siebie wykrzesać małe co nie co, ale też opornie to idzie

wczoraj spadł u nas pierwszy śnieg
hasaliśmy na sankach aż miło, robiliśmy aniołki na ‘trawnikach’
ludzie patrzyli na nas jak na rodzinę wariatów
w domu całe kaloryfery były kolorowe od naszych ubrań
„Mamo, kocham Cię, uśmiechaj się częściej”
nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam być radosna

mam dużo czasu i w domu jak w muzeum
uregulowany tryb życia; wszystko zaplanowane pod godzinę
nawet czytanie książek czy szykowanie materiałów do zajęć dla dzieci
robocik szwankuje, jak coś niespodziewanego wyskoczy : ((

tęskno mi do samej siebie, tej aktywnej, w ciągłym pędzie, pociągającej po kilka sznurków naraz – teraz jakaś anemiczna babka jestem, bez polotu, bez humoru, bez umiejętności rozmawiania i porozumiewania się z ludźmi... podupadam na duchu, na zdrowiu...

chciałabym coś robić, być potrzebna, zauważana...
coś... tylko co ???
skoro coraz częściej nie mam pomysłu na dziś, na jutro...

może te Święta mnie jakoś natchnął
choć wcale w świątecznym nastroju nie jestem
w tym roku jakoś tak typowo po świecku ku zachowaniu tradycji
gdyby nie dzieci, zagrzebałabym się pod ciepłą kołderką...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz